poniedziałek, 28 września 2015

Rozdział I

I
Podczas gdy większość ludzi tej strefy czasowej jeszcze spała, w bladym świetle wschodzącego słońca, Jola szykowała się na poranny bieg. Po mozolnym sznurowaniu wysokich trampek (jak zwykle, wczoraj wieczorem nie wpadła na to by je sobie naszykować), dopinała ulubioną krwistoczerwoną bluzę. O tej godzinie nie było zbyt ciepło, a przeziębienie to ostatnia rzecz na jaką mogła sobie pozwolić. Otworzyła jeszcze okno w sypialni żeby wywietrzyć zaduch powstały w nocy i była gotowa do wyjścia. Telefon, klucze, portfel – wyliczała w pamięci sprawdzając czy ma wszystko przy sobie.
Joker! – zawołała swojego dwuletniego dalmatyńczyka. – Złaź z kanapy! Spacerek!
Przypięła mu smycz, wyszła, zamknęła potrójny zamek i zbiegła z psem z trzeciego piętra starej kamienicy w centrum Wrocławia. Po krótkiej rozgrzewce ruszyła w stronę placu Grunwaldzkiego ruchliwą ulicą, która była jej stałą trasą. Mijając urocze kamieniczki, galerie handlowe i kolejne rozwidlenia dróg wspominała wczorajsze zakupy z przyjaciółką.
Anita, z którą znała się już od podstawówki, była od Niej całkowicie zależna. Słuchała jej rad w każdej sprawie postępując dokładnie według jej instrukcji. Własne zdanie, którego Jola nie tolerowała, pojawiało się dopiero na zakupach. Anita była wręcz modową maniaczką. Ubrania nigdy nie mieściły się w jej szafie, a i tak dwa razy w tygodniu wracała do domu z pełnymi torbami. Znała się też na makijażu, orientowała się w aktualnie panujących trendach. Dla Joli był to obcy świat. Z kosmetyków używała tylko tych pielęgnacyjnych, a czerwona bluza do biegania była niezastąpiona od ponad trzech lat. Kiedy ją prała, Jola biegała w starym swetrze. Wczorajsze zakupy były jak każde inne. Jola chodziła z naręczem toreb i ubrań do przymiarki za rozentuzjazmowaną Anitą, która bez przerwy trajkotała o tym do czego powinna założyć daną bluzkę czy buty albo o tym, który projektant mody zapoczątkował trend tego sezonu.
Po każdym tak spędzonym popołudniu Jola zastanawiała się po co to robi i co, tak serio, łączy ją z Anitą. Wszystko zmieniało się w przerwie na kawę lub, jak poprzedniego dnia, na wspólnej kolacji. Wtedy to Jola przejmowała kontrolę. Całkowitą. Wiedziała o wszystkim, co działo się w życiu Anity: o pracy, o znajomych, o randkach, o ty gdzie bywa i co robi. Poza tym, to ona tworzyła jej życie. Decydowała za nią w każdej sprawie. To było prawie jak gra komputerowa, w której planuje się i kontroluje życie ludzików na ekranie. Ludzikiem była Anita. Wczoraj omawiały problemy i wybory zawodowe przyjaciółki Joli. Anita była tylko sekretarką w małej foremce. Za to Jola czuła się jej właścicielem, gdy doradzała przyjaciółce. Zmienił się kierownik zakładu, pensje. Część osób wyleciało. Tak naprawdę nie miało to dla niej większego znaczenia. Liczył się jej wpływ.
Przekraczając Odrę poniemieckim mostem zastanawiała się nad tym czy faktycznie powinna uważać się za Polkę. Na co dzień żyłą wśród pozostałości niemieckich. Nowości były stworzone ręką Polaków, ale to przecież dzięki Niemcom te tereny są zaludnione.
- Ehh… co za różnica. Prawda Joker? Miasto to miasto. Kraj to kraj. Nie ma co myśleć o bzdurstwach. Wracamy?
Pies zaszczekał radośnie na zgodę, więc zaczęli biec w odwrotnym kierunku. Kiedy dotarli do ulicy, na której znajdowała się ich kamienica, standardowo wstąpili do sklepu po małe śniadanie.
- Dzień dobry Pani Halinko.
- Witam Pani Jolu. To co zwykle? – spytała sprzedawczyni wskazując zbożowy batonik.
- Pewnie! I coś dla Jokera. Dzisiaj dałam Mu większy wycisk. – odpowiedziała radośnie głaszcząc pupila. – Chociaż jestem trochę bardziej zaspana niż zwykle. Muszę przyznać. – kontynuowała rozmowę Jola.
– Pewnie ciśnienie niskie. Niech Pani skoczy naprzeciwko kawy się napić. Pyszną robią.
- Chyba ma Pani rację. Do widzenia.
- Do jutra, Pani Jolu.
W związku z tym, że od ziewania zaczęła już łzawić, posłuchała rady znajomej sprzedawczyni. Zostawiła psa na zewnątrz i weszła do kawiarni. Na co dzień nie piła kawy, dlatego zamówiła na wynos, według niej, najsłabszą cafe latte i nareszcie miała wracać do domu. Pech chciał żeby było inaczej. Kiedy się odwróciła wprost na nią obcy jej facet wylał (na szczęście mrożoną) swoją kawę. Pierwsza reakcja Joli rozbroiłaby każdego.
- Moja bluza! – krzyknęła na całą kawiarnię.
Na zewnątrz zaczął szczekać Joker.