piątek, 27 listopada 2015

Rozdział VII cz.1




Po tej pełnej wrażej dobie Jola, aby nie dać nic po sobie poznać, standardowo poszła do pracy. Mimo to, że starała się udawać uśmiechniętą, a może właśnie dlatego, była bardzo spięta i łatwo popadała w rozdrażnienie. Zauważyła to szczególnie Mariolka, która spędziła z Nią tego dnia najwięcej czasu.
- Coś się stało? – spytała w końcu.
- Nie, nie. Wszystko w porządku. – Odpowiedziała bez zawahania Jola. – Nie wyspałam się.
- Aha… - zareagowała bez przekonania Mariola. Sygnał, że jej szefowa nie zamierza zdradzić powodu zdenerwowania był oczywisty. Wiedziała przy tym doskonale, że podczas ostatnich problemów prywatnych Pani Jolanty poleciały głowy, a ona jako samotna matka potrzebowała tej pracy. Wolała nie ryzykować.


Tego dnia wieści o złym humorze Joli rozeszły się wyjątkowo szybko. Cały personel unikał jej jak ognia. Klienci, no cóż, nagle przestawali potrzebować odpowiedzi na wszelkie pytania i jedyne co było im w głowie to natychmiastowe wyjście z siedziby Fantasy Buildings. Od kilku lat zastanawiano się dlaczego furie Pani Jolanty w żaden sposób nie wpływają na jej życie zawodowe. Powody były jednak dziecinnie proste. Po pierwsze, dyrektor większość dnia spędzał w swoim biurze z podtykaną pod nos kawą i kosztorysami, a jeżeli zdarzyło mu się wychylić jakąkolwiek część ciała z gabinetu i akurat spotkał nakręconą Jolę, to stwierdzał, że jest to element procesu twórczego przynoszącego mu ogromne zyski. Element ten, oraz każdy odsłonięty przez dekolt Jego pracownicy, niezmiernie go przy tym podniecał. Trzeba przyznać, że kobiecy urok osobisty zazwyczaj działa na korzyść posiadaczki. Po drugie, trzeba to szczerze przyznać, Jola była po prostu świetna w swoim fachu. Kto ucierpiał w ten nieszczęsny dzień, nie wie nikt. Liczba ofiar nieznana. Głównym poszkodowanym stał się natomiast nowy klient Joli, który tego dnia właśnie umówiony był z Nią na pierwsze spotkanie w sprawie projektu.
 

wtorek, 24 listopada 2015

Rozdział VI cz.4



Dla zachowania pozorów przerwała grzebanie w portfelu i wsłuchała się w rozmowę dziewczyn biorąc w Niej niezwykle aktywny udział. – Serio?
- Tak, powiedział, że wyremontujemy moje biuro w pierwszej kolejności jeżeli tylko uzyskamy środki od właściciela.
- No to nieźle…
- No jasne!
- Wiecie, w zasadzie nie bardzo obchodzi mnie ten remont, ale to już coś znaczy nie? No przecież powinien najpierw zająć się swoim biurem. Szczególnie że jest w gorszym stanie.
Wewnętrzna furia Joli powoli nabierała prędkości, więc żeby szybko to ukryć, wróciła do szukania wizytówki.  - Przecież to mógł być tylko zbieg okoliczności. Musi być… - powtarzała w myślach. Wmawiała to sobie przez dobre kilka minut, aż nie znalazła upragnionej karteczki. W jednej chwili (mimo, że nie dała tego po sobie poznać) coś w niej pękło. W środku aż się zagotowała, gdy kątem oka zobaczyła znajome logo hurtowni. Jej kochany, śliczny, uroczy, zabawny i nie wiadomo jeszcze jaki Jareczek flirtuje z jej najlepszą przyjaciółką. Co prawda, myśląc rozsądnie, żadnego z nich nie można za to winić Przecież nie jest w związku z Jarkiem ani nic w tym stylu. Po prostu przez przypadek oblał ją kawą, a Anita nawet nie wie, że się znają. Mimo to nie miała zamiaru zostawiać tak tej sprawy. Jarek miał być jej choćby się waliło i paliło, a jakaś „przyjaciółka” tego nie zmieni. Oczywiście, to wszystko o czym myślała pozostawiła tylko dla siebie. - No nareszcie! Znalazłam. – krzyknęła tylko na widok wizytówki, która miała być podobno kartą kredytową. Przez kolejne trzy godziny była skąpana w uśmiechu i pojechała nawet do Anity na godzinkę. Sprawiedliwości miało się jednak stać zadość.

sobota, 21 listopada 2015

Rozdział VI cz.3


- A propos facetów. – przerwała to jęczenie Anita – to wiecie jaki mi się szef trafił? Mówiłam Wam ostatnio, że kierownik odchodzi iże będzie nowy. No i jest! Przy takim to aż miło być sekretarką. Zapomnijcie o wszystkim co mówiłam o tej pracy. Już się jak służąca nie czuję. „Tak jest Panie Jarku” „Oczywiście Panie Jarku” A może by się Pan jeszcze kawki napił?” – mówienie o nowym kierowniku wyraźnie sprawiało jej przyjemność, patrząc na nią dłużej można by nawet stwierdzić że wprowadzało ją w stan lekkiej ekstazy. Jola była w tym czasie w trakcie szybkiej analizy informacji, które posiadała wcześniej i tych zdobytych przed chwilą. Anity szef, w którym się zabujała, podobno jest niezłym ciachem i ma na imię Jarek. Jej wymarzony facet, pracujący na kierowniczym stanowisku w tej samej branży co Anita też ma na imię Jarek. Zbieg okoliczności? Może… Wrocław to duże miasto. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że przed wyjściem z jej mieszkania uroczy Pan kierownik zostawił swoją wizytówkę. Jola jeszcze tego samego dnia włożyła ją sobie do portfela z zamiarem zadzwonienia w weekend. Wtedy nie spojrzała nawet czy naprawdę jest to wizytówka, a co dopiero w jakiej filmie pracuje jej wybranek. Teraz jednak rozpoczęła poszukiwania portfela w przepastnej torbie, a gdy go już znalazła, jeszcze bardziej nerwowo, wizytówki. Anita nadal opowiadała o swoim męskim ideale. – …i ma taką klatę jakby trenował kilka godzin dziennie, ale nie trenuje. Pytałam się do. A wczoraj zaprosił mnie na kawę i do kina na jutro. A czego Ty tak szukasz? – zwróciła uwagę na dziwne zachowanie Joli.
- Niczego. Wydaje mi się, że zapodziała mi się jedna karta, ale pewnie wala się gdzieś po torebce. A co z tym kinem? Na co Cię zaprosił? – Jak zwykle, nie traciła czujności. Doskonale wiedziała co dzieje się dookoła niej i nie dała po sobie poznać, że jej myśli wirują wokół czegoś innego.

sobota, 14 listopada 2015

Rozdział VI cz.2


Otóż… po udanych zakupach zafascynowane zmianą Joli koleżanki postanowiły niezwłocznie wydusić z Niej powód i zaprosiły do nowo otwartej kawiarni. „Kawiarnia Czerwona” jak sama nazwa wskazuje urządzona została calusieńka w tym kolorze, nie tracąc przy tym ani odrobiny stylu. Po dwóch porcjach ciasta i trzech kawach (na głowę) zrezygnowały jednak z tej niełatwej misji, bo była ona prawdopodobnie niewykonalna i zajęły się omawianiem pracy i kłopotów domowych Beaty (od czterech lat mężatka, od dwóch matka bliźniąt). Było o czym rozmawiać. Stereotypowo, w rodzinie Beaty, ona zajmowała się domem i dziećmi, a on pracował na ich utrzymanie. Pozostawanie w domu i wychowywanie pary naładowanych energią dwulatków nie było jednak tak proste jak mogłoby się wydawać.
 - Te dzieci mnie kiedyś wykończą – kontynuowała swój monolog – I tak je kocham, ale są straszni. No bo wyobraźcie sobie, że jeden chce się bawić samochodzikami, a drugi w lekarza i za nic w świecie się nie dogadają. I co? Nie bawić się w nic? Otóż nie moje drogie. Patent jest taki. Mam dwie ręce? No mam. To z jednym się bawię w jedno a z drugim w drugie. To opanowałam zaraz po porodzie kiedy jeden chciał jeść, a drugiemu trzeba było pieluchę zmienić. Problem tylko w tym, że trzeba te zabawy jakoś pogodzić. Usta mam, niestety, jedne, a jak zacznę mówić do Bartka to Kubuś jest zazdrosny. Jeżeli natomiast zamienię z Kubą choćby jedno sowo to Bartek od razu twierdzi, że z Nim mniej się bawię. I tak od rana do wieczora – karmienie, zabawa, karmienie, zabawa… A jeszcze zakupy trzeba zrobić, posprzątać… Masakra… A najgorszy w tym wszystkim jest Krzysiek. Wraca wieczorem i nie dość, że narzeka o wszystko „bo przecież może być lepiej, bo u jego mamusi czyściej jest i obiadki są smaczniejsze” to jeszcze oczekuje trzydaniowej kolacji przy świecach i najlepiej jeszcze upojnej nocy. A jak mu mówię, że nie mam siły to wielce zdziwiony. „Bo ja przecież cały dzień w domu siedzę.” Niby wygląda jak James Bond, ale mógłby się jeszcze tak zachowywać.

wtorek, 10 listopada 2015

Rozdział VI cz.1



Od wczorajszego popołudnia Jola nie mogła pozbierać myśli. Rozmowa z Anitą i Beatą spowodowała wybuch bomby atomowej w jej wnętrzu. Trzeba przyznać, że nie była osobą spokojną, ale wspomnienie słów Anity powodowało u Niej furie, której nic nie było w stanie zatrzymać. Od wieczora, kiedy pożegnała się z „przyjaciółką”, wróciła do domu i przestała udawać, że wszystko jest w porządku i tak bardzo się cieszy z jej udanego życia, zdążyła już roznieść na strzępy kilka poduszek, powyginać prawie wszystkie sztućce, podrzeć na drobniutkie kawałki stos gazet i spalić parę książek. Poza tym ucierpiało sporo szklanych figurek i zastawy oraz tapeta, którą Jola będąca już w drugiej fazie furii, czyli gdy już trochę się uspokoiła, zdrapała wygiętym wcześniej widelcem. Nie spała całą noc, dokonując zniszczeń w mieszkaniu, a od rana, pobudzona jeszcze bardziej przez kawę, na którą dziwnym trafem miała ochotę, wydzierała się na Jokera i wszystko inne, co nie zachowywało się tak jak chciała (raz nawet na szczoteczkę do zębów, ponieważ, kiedy ją rzuciła w stronę kubeczka, nie wpadła do niego, tylko odbiła się od lustra i spadła na podłogę). Brak panowania nad światem ją wykańczał. Pozostawało tylko jedno pytanie. – Co takiego mogła zrobić Anita, co wprawiłoby Jolę w stan w jakim nie była od kilkunastu lat, kiedy spowodowała śmierć trzech osób – rodziców i babci. Z powodu nieudanego prezentu na osiemnaste urodziny (komplet książek na medycynę, na którą chcieli ją posłać oraz tort w tej tematyce, zamiast samochodu) „niechcący” popchnęła mamę w kierunku studni i spowodowała pożar, w którym spłonęli tata z babcią. Co spowodowało napad szału tym razem?

piątek, 6 listopada 2015

Rozdział V cz.2




- Kobieto, co Ci się stało?! Od kiedy to szanowana Pani architekt ma czas na czytanie takich głupot. – Anita nie kryła zdziwienia. Brwi aż się jej podniosły z szoku, ale Jola nie była już taka radosna – Nie Twój interes. – skwitowała. Po krótkiej chwili, trochę milszym tonem spytała „ Idziemy?” i wstała. Zachowywała się jakby nic się nie dzieło, bo po wczorajszym szybkim kojarzeniu faktów przez Iwonę wiedziała, że w tego typu tematach musi ludzi trzymać krótko. Szczególnie kobiety. Na własnym przykładzie wiedziała jak wścibskie mogą być i jak sprytnie wykorzystują każdą, najmniej istotną lecz osobiście zdobytą informację. Przy drzwiach zwinęły mapki galerii i zanim wciągnie je wir zakupów postanowiły iść do łazienki poprawić makijaż. Jola, która nie miała co poprawiać, czekała na zewnątrz. Usiadła na ławce i zaczęła wytyczać trasę specyficznej „wycieczki”.  – Najpierw po tę sukienkę w kropki, bo podkreśla talię i ramiona. Potem w lewo po prostą czarną spódnicę (jeżeli nie znajdą tam to poszukają piętro wyżej), później fryzjer na drugim piętrze i kosmetyczka w tym samym miejscu, bo trzeba zrobić paznokcie. Podobno bardzo zwracają na to uwagę. Faceci… Co tam dalej…? – mówiła do siebie wertując magazyny i spisując wszystko do notesu. – No przecież! Perfumy! – Zerwała się tak gwałtownie, że kilka osób odwróciło głowy w jej kierunku. Z pokorą usiadła z powrotem na ławce i pogrążyła się w lekturze artykułu nt. wpływu konkretnych zapachów i ich mieszanek na korę mózgową mężczyzn. Nadal robiła notatki. Przerwał jej dopiero śmiech koleżanek. W żadnym wypadku nie były już rozmazane i nie było na nich widać ani kropelki potu.
- Hej to nie projekt. Rysunek techniczny był w podstawówce. To ma być relaks! – skarciła ją Beata wciąż się śmiejąc. Anita w tym samym czasie złożyła jedną z gazet Joli (tę, którą trzymała w ręce) i wrzuciła sobie do torebki. Przez cały czas trwania tej sceny, Jola nawet nie drgnęła. Spokojnie doczekała się jej końca, wstała i jak gdyby nigdy nic poszła za „prześladowczyniami”. Ich zachowanie przypominało jej nękanie dzieci w szkole. Nie dała jednak nic po sobie poznać. Choć w prawej ręce nadal kurczowo trzymała swój notes. Takie umiejętności utrzymywania pozorów miała wrodzone. Już w przedszkolu wychowawczyni mówiła, że Joleczka będzie aktorką. Grywała we wszystkich przed- i szkolnych przedstawieniach. Dopiero w liceum nauczycielka matematyki wraz z belfrem uczącym techniki zaczęli naciskać na architekturę. I tak już zostało. Aktorskie zdolności wykorzystywała jednak każdego dnia. Dzisiaj musiała zgrywać najlepszą psiapsiułę, bo potrzebowała porad modowych Anity i stylistycznych Beaty. Kupiła wszystko co chciała wiedząc, że się nie pomyliła, a jej cele zostaną osiągnięte. Warto było udawać.

niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział V cz.1




Nieziemsko zmęczona Jola,  dobita dodatkowo ciężkim dniem w pracy, z niedojedzoną mandarynką pędziła na dół wieżowca, do samochodu Anity, która już czekała. Jola później kończyła pracę, więc zawsze się tak umawiały. Po drodze jechały po Beatę. Dziś miała się dokonać ostateczna przemiana Joli. Tak twierdziły dziewczyny. Jechały wszystkie na zakupy, a przede wszystkim jechała Jola. Na pierwsze zakupy w życiu, na których chciała się obkupić w najnowsze kolekcje, nowej generacji kosmetyki, biżuterie itd. Anita, tak jak Iwona podejrzewała skąd mogła się wziąć taka zmiana, ale nie dawała tego po sobie poznać. Znała Jolę na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie warto z niej wyciągać takich informacji zbyt wcześnie. Była dość skryta i na to trzeba było poczekać. Do auta wsiadła Beata, więc pojechały do pierwszej galerii, którą miały dziś w planie.
- Jola, a coś Ty taka zadowolona? Zakupy Cię tak cieszą? – ton Beaty zdradzał szczere zainteresowanie, które było teraz najmniej potrzebne Joli. Nie chciała żeby plany wyszły na jaw. Nie chciała być pod kontrolą przyjaciółek. – A co, nie wolno? Przecież jeździmy na nie dla przyjemności, prawda?
- No niby tak. – Beatę udało się spacyfikować. Nagle mocno się speszyła.
- Dobra laski, jedziemy zaszaleć. Są nowe kolekcje od wtorku. – przerwała dyskusję Anita. Czuła, że mogłaby się skończyć awanturą, jakiej to miasto jeszcze nie widziało, a miała ważniejsze sprawy na głowie niż godzenie dwóch niedojrzałych choć dorosłych kobiet. Wcisnęła mocno pedał gazu, żeby jak najszybciej znaleźć się w sklepie. „Oby  nie kłóciły się w środku” – pomyślała wysiadając z żółciutkiej mazdy. Jej prośby chyba zostały wysłuchane, bo w momencie przejścia przez drzwi ich złość wyparowała.
- Co znalazłyście fajnego? – spytała zaczepnie Beacia – Gdzie idziemy najpierw? – Było to już prawie tradycją, że przed zakupami kupowały wszystkie ulubione magazyny i wybierały z nich najciekawsze trendy, których później szukały w sklepach. Jola, na co dzień nazywająca tego typu czasopisma „szmatławcami”, tym razem pojawiła się z naręczem tych gazet. W każdej były zakładki do najważniejszych stron, a na nich aż mieniło się od jaskrawych kolorów, którymi zaznaczone były istotne informacje.