Dla zachowania pozorów przerwała grzebanie w portfelu i
wsłuchała się w rozmowę dziewczyn biorąc w Niej niezwykle aktywny udział. –
Serio?
- Tak, powiedział, że wyremontujemy moje biuro w pierwszej
kolejności jeżeli tylko uzyskamy środki od właściciela.
- No to nieźle…
- No jasne!
- Wiecie, w zasadzie nie bardzo obchodzi mnie ten remont,
ale to już coś znaczy nie? No przecież powinien najpierw zająć się swoim
biurem. Szczególnie że jest w gorszym stanie.
Wewnętrzna furia Joli powoli nabierała prędkości, więc żeby
szybko to ukryć, wróciła do szukania wizytówki.
- Przecież to mógł być tylko zbieg okoliczności. Musi być… - powtarzała
w myślach. Wmawiała to sobie przez dobre kilka minut, aż nie znalazła
upragnionej karteczki. W jednej chwili (mimo, że nie dała tego po sobie poznać)
coś w niej pękło. W środku aż się zagotowała, gdy kątem oka zobaczyła znajome
logo hurtowni. Jej kochany, śliczny, uroczy, zabawny i nie wiadomo jeszcze jaki
Jareczek flirtuje z jej najlepszą przyjaciółką. Co prawda, myśląc rozsądnie,
żadnego z nich nie można za to winić Przecież nie jest w związku z Jarkiem ani
nic w tym stylu. Po prostu przez przypadek oblał ją kawą, a Anita nawet nie
wie, że się znają. Mimo to nie miała zamiaru zostawiać tak tej sprawy. Jarek
miał być jej choćby się waliło i paliło, a jakaś „przyjaciółka” tego nie
zmieni. Oczywiście, to wszystko o czym myślała pozostawiła tylko dla siebie. -
No nareszcie! Znalazłam. – krzyknęła tylko na widok wizytówki, która miała być
podobno kartą kredytową. Przez kolejne trzy godziny była skąpana w uśmiechu i pojechała
nawet do Anity na godzinkę. Sprawiedliwości miało się jednak stać zadość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz