środa, 21 października 2015

Rozdział IV cz.1






IV
Następnego dnia Jola zerwała się na nogi i od razu zadzwoniła do Mariolki. Musiała naściemniać, że całą noc nie spała, boli ją głowa, brzuch, wymiotuje i w ogóle cuda wianki. Wzięła dzień wolnego. Szybciutko się ubrała i pobiegła. Całkowicie zmieniła jednak trasę oraz wzięła ze sobą plecak. Był jej bardzo potrzebny, bo wykupiła chyba wszystkie gazety w mieście dotyczące mody, urody, gotowania i ogólnie, kobiet. Umówiła się też z Anitą i jej siostrą na zakupy na następny dzień. Jej garderoba miała chyba poważne braki. Całe dopołudnie spędziła na studiowaniu zakupionej „literatury”, wycinaniu, podkreślaniu i spisywaniu z niej najważniejszych informacji oraz sporządzaniu listy zakupów. O w pół do pierwszej wsiadła do taksówki z długą na pięć kartek listą. Wjechała wózkiem do marketu i w tym momencie zaczął się jej koszmar, choć myślała, że zacznie się znacznie później. Wszystko co było dokładnie opakowane i opisane, jak makarony, czy przyprawy, nie stanowiło większego problemu. Stwarzały go jednak surowe mięsa i ryby, których Jola nie widziała od wielu lat oraz warzywa i owoce na wagę, którymi musiała sama się obsłużyć. Nie potrafiła wybrać gatunku jabłek czy pomidorów odpowiedniego do danej potrawy. Ani trochę się na tym nie znała. Od dawna jedynymi rzeczami jakie gotowała była woda w czajniku elektrycznym oraz gotowe dania do podgrzania. Raz na jakiś czas zdarzało jej się usmażyć jajecznicę czy naleśniki, ale to był szczyt jej możliwości. Z przepełnionym wózkiem wróciła do taksówki i pojechała do domu. Musiała się w tym jakoś uporać. Trzy godziny później miała już dwa przecięte palce i cztery złamane paznokcie, jej fartuszek nie grzeszył czystością, na stoliczku w salonie leżało coś, co chyba miało być ciastem, na blacie w kuchni na w pół surowa ryba w panierce, a w całym mieszkaniu śmierdziało spalenizną. Jola się poddała. Wiedziała już, że nie da rady, ale znała kogoś kto da.
- Tak, słucham? – odebrała telefon zadyszana Iwona. Od czterdziestu minut próbowała nakłonić swojego młodszego synka do posprzątania pokoju. Zero skutku. Wręcz przeciwnie – pięcioletniego Stasia coraz bardziej bawiła zirytowana mama.
- Iwona ratuj! Jak się gotuje ziemniaki? – zabrzmiał głos załamanej szwagierki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz